Podobno historią rządzą przypadek… i kobiety. Przy czym, śmiało precyzują znawcy, drugie wynika z pierwszego w równym stopniu jak pierwsze z drugiego. Tam, gdzie istnieje niebezpieczeństwo przerwania łańcucha logicznych następstw, natychmiast ucieleśnieniem owego niebezpieczeństwa staje się jakaś kobieta. Symetrycznie – tam, gdzie pojawia się kobieta, szanse na alternatywny wobec zaplanowanego przebieg wydarzeń w mgnieniu oka wzrastają do poziomu fatalistycznej nieuniknioności.
W luksusowym apartamencie małżeństwa Paderewskich na scenie Těšínského Divadla kobiety są trzy. Małżonka wybitnego kompozytora, polityka i wielkiego patrioty Helena Paderewska (Anna Paprzyca), jej amerykańska sekretarka Mary Lee (Anna Bangoura) oraz mieszkająca – co prawda – piętro niżej, lecz zawsze obecna i we wszystko wtajemniczona śpiewaczka operowa Marcelina Sembrich-Kochańska (Małgorzata Pikus). Rzecz dzieje się 8 stycznia 1917 roku w nowojorskim hotelu Gotham. Za oceanem swoje krwawe żniwo zbiera wojna, którą jeszcze długo będą nazywać po prostu Wielką, a na politycznej mapie Europy wciąż jeszcze nie znajdziemy niepodległej i zjednoczonej Polski. Jeszcze nie, jak teraz wiemy. Czyż istnieją lepsze warunki dla małego, niezobowiązującego eksperymentu? Półżartobliwego teatralnego studium nad zawiłością dróżek, którymi nieraz chadza Historia przez duże H, rzecz jasna, w towarzystwie pięknych dam?
Ale zanim zaczniemy, dla uczciwości wypadałoby wymienić przedstawicieli nielicznej „drużyny” męskiej spektaklu Sceny Polskiej z Cieszyna. To sam maestro, liczący wówczas pięćdziesiąt sześć lat, znajdujący się u szczytu sławy Ignacy Jan Paderewski (Tomasz Kłaptocz) oraz jego francuski sekretarz, pomocnik i stroiciel fortepianu Marcel Piou (Grzegorz Widera). Co prawda, w drugiej części dwugodzinnego przedstawienia na „boisku” pojawi się jeszcze dwudziesty ósmy prezydent Stanów Zjednoczonych Thomas Woodrow Wilson (Rafał Walentynowicz), lecz zawita on do zagranicznego gniazdka polskiego kompozytora w towarzystwie swojej drugiej żony Edith Bolling Galt Wilson. Grająca tę czarowną niewiastę o indiańskich i greckich korzeniach Lidia Chrzanówna zaledwie kilkoma wyrazistymi gestami zaznaczy, kto jest tą szyją, która obraca – nomen omen – głową państwa.
Kobiety więc wygrywają w spektaklu Bogdana Kokotka wynikiem cztery do trzech, chociaż tak naprawdę nie oddaje on ich miażdżącej przewagi. Daremnie jednak obawiał się „zaniepokojony plotkami o poczynaniach Ignacego w salonach Paryża” ojciec pianisty, pisząc, że „jeżeli nie będzie się miał na baczności, to go kobiety zgubią”. Nie wiem, czy to spryt Paderewskiego w dobieraniu towarzyszek płci pięknej, czy spryt płci pięknej w dobieraniu się do samego Paderewskiego, lecz z „Fantazji polskiej”wynika, że – jak przeczytamy w programie – otaczającym go damom przyszły premier i minister spraw zagranicznych RP zawdzięcza swą oszałamiającą karierę. Tak samo jak Polska zawdzięcza im niepodległość.
Teza, należy przyznać, dość radykalna, lecz sposób jej udowodnienia przybrał formę zamierzenie lekką i zabawnie przewrotną. Sztuce Macieja Wojtyszki, mimo sporej dawki (hurra)patriotycznego patosu oraz wielce zręcznego żonglowania biograficzno-historyczną faktografią, najbliżej bowiem do klasycznej, niezobowiązującej, tak drogiej mieszczańskiemu sercu komedii salonowej, która zaczyna się znamiennym: „Ameryka ma w dupie Europę”. Jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu, na przynależność gatunkową „Fantazji polskiej”bezbłędnie wskazuje scenografia, przygotowaniem której zajął się reżyser spektaklu. Wyszedł mu nie obfitujący w detale, ale też niezredukowany do poziomu teatralnej umowności piękny pokój gościnny w pastelowych kolorach. Żadnych niespodzianek. Fotele, stoliki, barek na kółkach, miejsce dla toczenia rozmów telefonicznych, olbrzymi radioodbiornik, stojący wieszak i ogromne okno, za którym Paderewski w twórczym uniesieniu biega palcami po białych klawiszach lśniącego czernią instrumentu. Jako mały egzotyczny smaczek, ale też oznaka statusu społecznego właścicieli – złota klatka z papugami.
A jednak oddajmy sprawiedliwość jednemu z bardzo nielicznych (oj, jak bardzo nielicznych!) polskich autorów, którzy potrafią pisać sztuki „na zamówienie” w sposób nie budzący zdecydowanego sprzeciwu i przyznajmy, że „Polska fantazja”jest więcej niż komedią. Autor, posługując się miedzy innymi pamiętnikami wspomnianej Mary Lee, postanowił pofantazjować, w jaki sposób w orędziu do Kongresu, nazwanym później czternastoma punktami Wilsona, znalazł się ten, zbawienny dla przyszłości kraju nad Wisłą, punkt trzynasty. Nie odbiegając daleko od klasycznych reguł trzech jedności, Wojtyszko rekonstruuje ciąg wydarzeń, który doprowadził do tego, że pod koniec spektaklu, wraz ze stojącym na proscenium małżeństwem Paderewskich, słyszymy znane dziś każdemu uczniowi słowa: „stworzenie niepodległego państwa polskiego na terytoriach zamieszkanych przez ludność bezsprzecznie polską, z wolnym dostępem do morza, niepodległością polityczną, gospodarczą, integralność terytoriów tego państwa powinna być zagwarantowana przez konwencję międzynarodową”. Czy można chcieć lepszego zakończenia spektaklu powstałego z okazji obchodów stulecia niepodległości? A to, że po drodze dowiemy się, iż pomyślny przebieg starań o tak stanowcze i korzystne dla Polski stanowisko amerykańskiego prezydenta zależał od uzyskania przez jego żonę przepisu na wybielający krem do twarzy, oraz od niegrzecznego słownictwa domowego ptactwa, to już drobne przyjemności dla widzów spod znaku rozrywkowego political fiction.
Autor, a w ślad za nim i reżyser wraz z aktorami, podchodzi do swoich bohaterów z nieskrywaną sympatią, jeżeli nie powiedzieć zamiłowaniem i czułością. Nikt tu nie zamierza wypominać Paderewskiemu drażliwej kwestii opieki nad jego schorowanym synem z pierwszego małżeństwa, czy „podkradnięcie” żony przyjacielowi Władysławowi Górskiemu. Zamiast tego zatroskana i przejęta Helena będzie pytać swego Nuncia, jak mu idzie z „siusianiem” i czy bolą go ręce. Nie stara się jednak „Fantazja polska” na siłę kogokolwiek wybielać, przedstawiając galerię postaci ze spiżu. Na odwrót, bohaterowie przedstawienia są wyjątkowo ludzcy. Domowi i ziemscy. Do tego Wojtyszko śmiało naigrywa się z marzeń Heleny o zostaniu królową Polski u boku króla Ignacego i śmieszy publiczność iście kabaretowym zaniepokojeniem Marceliny Sembrich-Kochańskiej wobec majaczącego na horyzoncie powszechnego zakazu sprzedaży i konsumpcji napojów alkoholowych.
Z nie mniejszym przekąsem pokazane są poczynania bliźnich Paderewskiego na polu wielkiej polityki. Jaskrawym tego przykładem są zabawne zmagania całej kompanii z tekstem memorandum na temat sytuacji w Polsce. Jedna z pierwszych jego wersji miała się zaczynać od zdania: „Polska to kraj zagrabiony przez innych, bo Polacy wolą oddać obcemu niż ustąpić swojemu”. Najradykalniejsze jednak rozwiązanie zaproponowała towarzystwu papużka Polly: „Święta Tereso! Dupa, dupa, Ameryka, dupa”.
Jak podpowiada Wojtyszko, sztuka podszyta jest „nie tyle smutkiem, co rodzajem zadumy nad tym, co się dzieje, gdy artyści zaczynają uprawiać politykę. Niezależnie od tego, czy odnoszą sukcesy, czy porażki, czy mają rację czy nie, bywają w swoich działaniach odrobinę groteskowi”. Cóż, w naszych czasach nie brzmi to jak zarzut, jako że sami politycy groteskowością swych zachowań dają do zrozumienia, że mają ambicje artystyczne. Świętujemy więc stulecie niepodległości, oglądając każdy kolejny wieczorny program informacyjny niczym małą fantazję polską, tylko że coraz bardziej smutną. I nie wiadomo, czyim i jakim punktem trzynastym to wszystko się skończy.
Henryk Mazurkiewicz
Maciej Wojtyszko FANTAZJA POLSKA. Reżyseria i scenografia: Bogdan Kokotek, kostiumy: Agata Kokotek. Premiera na Scenie Polskiej Těšínského Divadla w Cieszynie 10 października 2018.